Nie spałem całą noc. No dobrze, może przez pięć minut. Czułem się cholernie zmęczony, miałem wrażenie, że coś mnie przejechało. Mimo tego uczucia wiedziałem, że to przez nerwy.
Chciałem twardo i pewnie stąpać po chodnikach mojego życia, więc postanowiłem powiedzieć jej prawdę.
Czułbym się głupio bawiąc się w podchody. Poza tym to był najlepszy moment.
Rano obudziłem się z potężnym bólem głowy. Umyłem się, wypiłem tylko mdłą herbatę, ubrałem się i pognałem do pracy.
Chciałem, żeby moja droga do niej była dłuższa, bo szczerze mówiąc nie wiedziałem, co mam jej powiedzieć. Przecież nie mogłem palnąć od tak "kocham Cię". Wyszedłbym na kompletnego idiotę. Chociaż to głupie - interesowanie się tym, za kogo mnie weźmie. Okłamywałem się nawet przez chwilę, że mnie to nie obchodzi. Przekonałem się jedynie do tego, że jestem dobrym kłamcą. Przecież przez pewien czas wierzyłem w te bzdury, które kreował mój umysł tuszując coś oczywistego.
Kiedy tylko pokonałem próg gmachu, bo budynkiem tego nie można było nazwać, poczułem atmosferę gęstą tak, że można byłoby pociąć ją nożem.
Wszyscy, a może i nie, ale większość była jakaś nieobecna. Przemierzyłem korytarze, aż wreszcie znalazłem się przy swoim biurku. Zabrałem się za pracę, jednak cały czas myślałem o czym innym.
W pewnym momencie pojawił się Michał. On również nie emanował radością, więc zapytałem co się dzieje. Cała sytuacja zaczęła mnie męczyć.
-Szefowa nie żyje. - powiedział, a w tym momencie wszystko zawirowało - Policja podejrzewa, a nawet wie, że została zamordowana, więc węszą. Niedługo mają się zacząć przesłuchania. - dodał tak, jakby chciał jak najszybciej to z siebie wyrzucić.
Od tamtej pory wiedziałem, że wszystko będzie jeszcze bardziej skomplikowane. Nie mieściło mi się to w głowie - przecież jeszcze przed jej śmiercią wszystko było pogmatwane.
Dalsze losy bohatera zostaną ukazane w następnej części.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz