czwartek, 28 sierpnia 2014

Cydrowa królowa.

Link do poprzedniej części: http://ksiazkawdloni.blogspot.com/2014/08/cydrowa-krolowa.html

Na zewnątrz było nieco chłodniej, ale i tak było duszno. Podążałem za tajemniczą dziewczyną przyciągany jakby przez magnetyczną siłę. Stanęła w świetle latarni, patrzyła na światło, które emanowała z głową uniesioną w górę. W powietrzu czuć było fascynację.
Podszedłem do niej i nie czekałem na jej zgodę czy protest. Przyciągnąłem ją gwałtownie do siebie. Patrzyła na mnie, ale nie okazała choć krzty zdziwienia, z jej ust nie wyszło choćby jedno słowo, choćby jeden dźwięk.
Przejęła pałeczkę i mnie pocałowała. 
Chwilę później odkleiliśmy się od siebie. W pobliżu była ławka, na której spoczęliśmy. 
Nie czułem zakłopotania, z jej strony również nie czułem nic takiego. Wyjąłem papierosa i zapaliłem. 
-Jesteś niegrzeczny. - stwierdziła, gdy nie podałem jej paczki. 
-Nie. Uważam, że kobiety nie powinny palić. Masz u mnie dług. - powiedziałem.
-Z każdym Twoim kolejnym słowem zaczynam utwierdzać się w przekonaniu, że moja pięść idealnie pasuje do Twojego nosa. - odgryzła się. Próbowałem powstrzymać śmiech.
-Grozisz mi pobiciem, bo ratuję Cię przed rakiem płuc? Pokrętna logika. - tym razem to ona zaczęła się śmiać.
-Odezwał się ten nieskomplikowany. - spojrzałem na nią ze zdziwieniem, bo nie wiedziałem o co jej chodzi.
-Co masz na myśli?
-Nie wyglądasz mi na kogoś, kto urządza sobie miłe pogawędki na ławce. - powiedziała. Zaimponowała mi swoją otwartością. Postanowiłem, że lubię, gdy mówi, ale jeszcze bardziej podoba mi się chwila, gdy mnie całuje. Zacząłem dość spokojnie, jednak pozwoliła mi na więcej.
Na moment zapomniałem, że jesteśmy na ulicy. Ona również. Z niechęcią odsunąłem się od niej.
-Może... pójdziemy na kawę? - zaproponowała.

Następna część pojawi się niebawem. 


piątek, 22 sierpnia 2014

Sth about me.

Dobrze, nie lubię skrótów ani makaronizmów, ale to mój post, więc robię z nim co chcę.
Przez okres, w którym pisałam na tym blogu i w chwilach, gdy publikowałam tu swoje wypociny czy jak to tam inaczej można nazwać, miałam wrażenie, że czegoś nie zrobiłam.
Oho, światło dotarło do mnie bardzo szybko, w świat poszło moje głośne "eureka!", a może jednak "kurwa!". Wiem, co zrobiłam nie tak.
Nie przedstawiłam się właściwie i nie piszę też zbyt dużo o tym, co czuję tu, gdzie od czasu do czasu jest na to miejsce.
No dobra, koniec ze skromnością. Wszystkie te posty to gdzieś po części moje uczucia. Fakt, możliwe, że nie chcę się powiesić na kablu, ani na niczym innym i w ogóle nie zamierzam podejmować kroków, które miałyby spowodować koniec mojej egzystencji.
Kim Ty, do cholery, jesteś? Sama czasem zadaję sobie to pytanie. Problem w tym, że jakoś nigdy nie mogę znaleźć na nie dostatecznie dobrej odpowiedzi. Chyba, że sęk w tym, że nie jestem dostatecznie dobra. Pies to trącał. Od początku.
Tu, po lewej jest kilka, kilkanaście, kilkadziesiąt słów o mnie. Tu będzie może kilkaset.
Mam już trochę lat, więc chodzę do liceum. Kiedyś byłam w jakiejś poradni psychologicznej, a pani, która tam siedziała była całkiem miła, więc jako tako miała szansę mnie poznać. Pewnie byłam dla niej kolejnym, jednym z kilkuset bachorów, ale nie dała po sobie tego poznać, więc tak jakby na chwilę pozwoliłam jej gwałcić moją psychikę.
Bez jaj, jak ktoś zagląda w środek Twojej czachy nie dosłownie, a bardziej w przenośni to uznaję to za gwałt. Moi przyjaciele to też gwałciciele, ale lubię, kiedy mnie gwałcą. Dobra, gwałcą tylko moją psychikę, ale to lubię, więc to nie gwałt. To chyba taki seks, ale psychiczny.
Tak czy siak, ta pani wtedy powiedziała i napisała, że jestem całkiem mądra jak na swój wiek, bla, bla, bla, że bardzo dobrze rozumiem procesy, które zachodzą w społeczeństwie, jestem świetnym obserwatorem i znam świat przemian społecznych i psychologicznych jak własną kieszeń czy coś w ten deseń.
Jakoś od tamtego momentu i od chwili, gdy pierwszy raz się upiłam ludzie traktują mnie jakoś inaczej. Trochę tak jakby moment dzieciństwa nagle się zakończył i mimo braku osiemnastki zostałam przyjęta do grona jaśnie oświeconych dorosłych. Pieprzyć.
Mogę pić słabe piwo, prawić jakieś moralne kazania i żartować z, mimo biegu lat, nieprzyzwoitych rzeczy. To całkiem fajne, chociaż wolę mocną kawę. Piwa nie uznaję, bo jeśli ktoś chce się narąbać to błagam - na cholerę piwo? Prościej wypić kila łyków niż całe litry. Przez tą mocną kawę czasem zaczynam myśleć, że oprócz skłonności sadystycznych mam również masochistyczne, a to się wiąże z sadomaso. Może to i dobrze?
Czasem stawiam na prostsze rozwiązania, bo raczej nie jestem wytrwała. Bez jaj, na co się męczyć? Czasem lepiej zaoszczędzić wywar z energii życiowej na jakieś w cholerę ważne cele, chociaż jeszcze nie wiem jakie. Chyba zwyczajnie - na życie powinna iść ta siła. To też pieprzyć. Lubię pieprzyć.
Mam bzika na punkcie książek. Przychodzą wakacje albo wolna chwila i zamykam się w sobie. Jeśli nie w sobie to w domu i przeżywam fikcję. Najgorsze jest tylko to, że czasem ta literacka fikcja miesza mi się z rzeczywistością i później wychodzę na głupka przy rodzicach. Raz nawet pytałam, czy mój wujo był na diecie i jadł z opaską na oczach. Okazało się, że to nie on, a jakiś stara postać książkowa. Jak zwykle - wyszłam na idiotę. Jednak nie stanowi to dla mnie problemu, bo przecie jestem tak zakochana w słowie pisanym, że nie mogłabym bez niego przeżyć. Miłość do realnych osób to jedno, a miłość do fikcji to drugie i bardzo często wybieram to, co oznaczyłam numerem dwa.
Gdzieś za literaturą stoi muzyka. Nie, nie, nie, nie umiem śpiewać ani na niczym grać. Czasami nawet mam wrażenie, że słoń zniszczył moje uszy. Ja tylko słucham. Za młodu słuchałam Niemena i nieznacznie ewoluowałam na poziom zamiłowania do metalu, rocka i innych. Mogłabym tu walić hasłami typu Korn, Dio czy Iron Maiden, ale uważam to za całkowicie bezsensowne - siedziałabym tu do wieczora i skrzętnie spisywała te zespoły, a uwierzcie mi na słowo - nie chcecie tego. Znajduje jeszcze wolne miejsce na zespoły pokroju Hollywood Undead, Dragonette i stare, ruskie disco z przełomu lat osiemdziesiątych i dziewięćdziesiątych. Pod koniec tej długiej notatki podrzucę do nich linki, bo szukanie tego typu muzyki samemu jest jak kopanie w odmętach badziewia i majstersztyku. Nie brudźcie sobie rąk, wystarczy, że ja to zrobiłam.
W moim życiu jest jeszcze jakiś apetyt na to, co z nim związane. A dokładniej - nauka i podróżowanie. Nie, że jestem jakaś niezwykła i ślęczę godzinami nad podręcznikami, o nie. Jeśli chodzi o zapał do przedmiotów szkolnych to starcza mi go jakoś do końca września. W październiku jeszcze wykazuję chęci do współpracy, choć są nikłe. Przez resztę roku koczuję na tym, co mnie podnieca i na swojej wrodzonej inteligencji. W miejsce inteligencji podstawcie wrodzoną aparycję, która niejednokrotnie uratowała mi dupę za głupie decyzje.
Podróże to jakaś idiotyczna podnieta. Początkowo wmawiam wszystkim dookoła, że to głupota i po chwili dodaję - "nie potrzebuję tego, jestem za stara na jakieś szczeniackie i niebezpieczne wybryki". Prawda jest taka, że po takich eskapadach czuję się jak młody Chrystus ze stojącym sprzętem. Dodam jeszcze tylko, że do szkoły mam dość daleko. Z początku zdawało się to być wrzodem na tyłku, ale później odkryłam magię dojeżdżania w jedną i drugą stronę w prawie pustym autobusie. Takie krótkie wyprawy to mój czas na myślenie i na ciszę, bo uwierzcie, w szkole, na ulicy, w domu, w Internecie mówię bądź piszę aż nadto. W autobusie nie wydobywam z siebie żadnych słów poza "bry" i "widzenia", za to moje myśli to jakieś bomby. Czasem się nawet zastanawiam jak to jest, cholera możliwe, że mimo tego hałasu w mojej głowie nikt tego nie słyszy.
Jednak nad całą resztą moich zainteresowań stoi pisanie i mówienie. Bardzo często myślę, że cały ten mój proces twórczy to eksponowanie ekshibicjonizmu emocjonalnego, oczywiście. Nie dość, że piszę, co widać tu, nie dość, że dużo mówię, co widać w życiu codziennym to jeszcze gromadzę wokół siebie słowa. Ściągam je niczym magnes, co widać gdzieś w moim pokoju. Dla innych te wszystkie urywki nie mają żadnego sensu, jednak dla mnie to jakaś spójna całość. Myślę, że ten cały bałagan to takie odzwierciedlenie mnie, bo nigdy nie jestem tą samą osobą.
Dobra, napisałam całkiem nieskromnie, że dużo mówię, ale dzieje się tak tylko wtedy, gdy czuję się przy kimś dość pewnie. Jeśli jednak milczę to jest to swego rodzaju znak dla mojego rozmówcy - albo nie mam nic do powiedzenia, albo ten ktoś nie jest godzien choćby jednego mojego pieprzonego słowa, albo zwyczajnie go prześwietlam.
Dodam jeszcze, że ciekawi mnie cała społeczność LGBT, bo to temat bez końca. Ciągle jestem za Kongresem Nowej Prawicy, co jest paradoksem. Lubię od czasu do czasu rozmawiać o seksie i sprawach dotyczących ludzkiej fizjologi, bo nie budzi to mojego oburzenia, ani nie zawstydzają mnie takie tematy. BDSM ciągle odkrywam na nowo, więc to też jeden z proponowanych tematów do rozmów. W kwestii upodobań seksualnych jestem jakaś popieprzona, bo jakoś bardziej wolę facetów koło trzydziestki niż chłopców, bo inaczej ich nazwać nie można, w moim wieku. Szczególnie lubię, gdy taki mężczyzna ma maszynkę do papierosów i wygląda jak mafiozo. Przepadam za lekko brzmiącym rosyjskim akcentem.

Dla Ciebie, mój drogi czytelniku, mogę być kim tylko chcesz. Możesz mnie nazywać Tadeuszem, Rozalią albo zwyczajnie brzmiącą Aleksandrą. Tylko nie spieprz sprawy i nie mów do mnie Olka.

                                                                    SZUFLADKA
Typ osobowości według systemu MBTI: INFP
Mój ennagramowy typ: 4w5
Znaczenie imienia *tego niby prawdziwego*: http://www.ksiegaimion.com/aleksandra

                                                   MOJE MIEJSCE W INTERNECIE
                                                           http://ask.fm/Cassandrex

                                            I, OCZYWIŚCIE, LINKI DO TEGO DISCO
Przewspaniały Gazmanow: https://www.youtube.com/watch?v=1txIXRM0zWY
                                             https://www.youtube.com/watch?v=edXwGg1P6Gg
                                             https://www.youtube.com/watch?v=F8GmdGbwR2A
                                             https://www.youtube.com/watch?v=3267js1G2qo
                                             https://www.youtube.com/watch?v=hbCKIDxjsa0
*piosenka, która kryje się pod ostatnim linkiem jest naprawdę świetna, chyba najlepsza*
Równie wspaniały Igor: https://www.youtube.com/watch?v=zGJYd2FIo2k
                                        https://www.youtube.com/watch?v=vSk14IhKmBc
                                        https://www.youtube.com/watch?v=AJrC93gqCXc





czwartek, 21 sierpnia 2014

Każdy mówi "nie".

Każdy mówi "nie". Każdy. Moja "przyjaciółka", bo boję się nazywać ją kimś więcej. Każdy, nawet to, co jest wewnątrz mnie, kiedy toczę ze sobą bitwy, rozmowy czy - jak kto woli - monologi.
Moja lista wszystkich jest krótka, dobrana na wykonanym z ciemnego drewna biurku w równie ciemnym pomieszczeniu. Krótka, ale skrzętnie uwita z malutkich cierni.
Rano budzę się sam. Światło wdziera się do wnętrza pokoju, chociaż nikt go o to nie prosił. W pomieszczeniu panuje dziwna, choć nie zaskakująca cisza. Powietrze jest ciężkie, ale nie od mrozu za oknem, a emocji.
Kolejny dzień, kolejna klęska.
Ubrałem się tak, by nie wyglądać dziwnie, jednak tak, by mróz mógł ciągle przywoływać mój rozsądek.
To był kolejny dzień, w którym miałem nie tknąć alkoholu. Idiotycznie wolno mijały minuty, ja równie idiotycznie liczyłem czas od naszego rozstania. Naszego - mojego i wódki. Chociaż ciężko tylko o niej mówić, bo był okres bardzo zły - wtedy w ruch szły nawet tanie perfumy.
Minęły cztery miesiące, dwa dni i pięćdziesiąt osiem minut.
Przechadzałem się ulicami Piły. Miasto zwyczajne, acz tak dobrze mi znane. Mijałem ulice, mijałem sklepy skryte za zasłoną szkła. Na wierzchu wystawione litry trunków, na których myśl schło mi w gardle.
Jakoś mniej ważne było to ile straciłem. Rodzinę, szacunek innych, ale także szacunek do samego siebie. Dokonałem wyboru i jakkolwiek na to nie patrzeć - bezsensowne jest dalsze odwracanie się od podjętej wcześniej decyzji.
Chwilę później, a może dość długą chwilę później, bo moje jaja najwidoczniej już odczuwały konsekwencje zbyt długiego przebywania na mrozie, byłem pod mieszkaniem Katji.
Katja była ważną osobą w moim życiu i była tym ważniejsza im bardziej starałem się temu zaprzeczać. Mentalnie łączyły nas stosunki przyjacielskie - mówiłem jej o tym, co dzieje się w moim życiu, a czasem nie, choć ona nie uznawała tego, jako obrazę. Czekała aż powiem więcej, aż będę tego chciał. Tylko czasem zadawała pytania, choć miała tą umiejętność, że nigdy nie sprawiała bym czuł się udręczony. Interesowało mnie jej życie, nawet bardzo. Mówiła o sobie raczej niewiele, choć gdy już udało mi się odblokować jakąś kłódkę w jej umyśle to z jej ust padało wiele słów. Tak jakby pewna tama pękła. Wtedy mówiła bez oporu, aż wyczerpała pewien temat. Niejednokrotnie jednak panowała między nami cisza. Czuliśmy, że wszystko zostało powiedziane albo sam brak jakiegokolwiek słowa mówił dużo więcej niż ich tony.
Pociągała mnie, choć ja sam również nie byłem jej obojętny. Czasem pustkę wypełnialiśmy przyśpieszonym oddechem.
Ciągle wracałem do niej i ona wracała do mnie. Zdarzało się tak, że okres rozłąki, choć krótki łataliśmy długimi rozmowami albo przepełnionym emocjami seksem. I jedno i drugie było piękne.
Drzwi mieszkania Katji były całkowicie normalne, skrzętnie ukrywały wnętrze. W metrach kwadratowych jej prywatnej przestrzeni była widoczna wewnętrzna potrzeba demonstracji własnego "ja". Wprawiało mnie to w zdumienie, bo Katja była kimś całkowicie konkretnym, kimś pozytywnie przerysowanym.
Zapukałem, a chwilę później otworzyły się drzwi. Otworzyła mi ta sama kobieta, którą widziałem wiele razy przedtem, a znów mnie zdumiewała. Widziałem jej twarz i wiedziałem, że przerwałem jej w lekturze.
-Wejdź. - powiedziała głosem nieznoszącym sprzeciwu. Brzmiała trochę jak żołnierz armii radzieckiej.
Pokonałem próg, a ona zamknęła za mną drzwi. Popatrzyła na mnie. Pewnie zastanawiała się czego od niej oczekuję.
-Chcesz kawy, herbaty...? - zapytała.
-Nie. Chcę tylko pobyć z Tobą chwilę. Czytałaś zanim przyszedłem?
-Tak. - odpowiedziała.
-Czytaj dalej.
-Wiesz, że nie umiem. Wiesz to tak samo dobrze jak ja wiem, że coś Cię gnębi. - wyjęła z siebie te kilka słów, a zabrzmiały one tak jak pytanie, które kiedyś zadała.
-Wybrałem. - odparłem. Chwilę później otworzyłem drzwi i jak najszybciej opuściłem jej mieszkanie. Zrobiłem to tylko po to, by nie widziała łez, które spływają po mojej twarzy.
Chwilę później czułem, że już nic mnie nie trzyma. Zdecydowałem, już nie ma takiej siły, która mogłaby pchać kogoś razem ze mną na dno.
Wpadłem w sidła nałogu.
Kupiłem wódkę.
Wróciłem do domu. Zamknąłem za sobą drzwi. Zdjąłem płaszcz i ciężkie buty, które później skrzętnie ułożyłem na ich właściwym miejscu.
Usiadłem na krześle, które stało przy stole. Spostrzegłem, że na wierzchu mam kartkę papieru i długopis. Powoli zacząłem pić wódkę i równie powoli pisałem.
Z każdym kolejnym łykiem wódki słowa zdawały się nie mieć znaczenia. Stały się czymś chaotycznym, czymś niezwykle ulotnym.
Ktoś zaczął dzwonić do drzwi. Albo miałem zwidy.
Im bardziej natarczywy był jego dźwięk tym mocniejsze były moje kroki.
Właściwie nie wiedziałem co robię.
W mojej ręce był pistolet, który kiedyś kisił się w szufladzie.
Chwilę później był już tylko mocny, ale piękny dźwięk.
W następnej chwili było już tylko otrzeźwienie - kula znalazła się w moim łbie.

poniedziałek, 18 sierpnia 2014

Niemiłosiernie dzwoni dzwonek.

Ósma rano. Niemiłosiernie dzwoni dzwonek, mając kompletnie gdzieś fakt bolących uszu. To pewnie, a nawet na pewno Jagoda.
Uszy bolą, strasznie bolą. Razem z tym bólem wdziera się ten drugi. Nigdy na długo nie daje o sobie zapomnieć. Zawsze się czai na krawędzi świadomości i jej braku.
Znów przyszły głupie myśli. Pewien pan w ciemnym garniturze mówi, że to wszystko może się skończyć. Później ten pan zmienia się w Nią. Patrzy na mnie znowu tymi oczami, które mogły podśmiewać się z nocnego nieba, o którym mawia się, że jest czarne. Gówno prawda, tylko Jej oczy były czarne. Cała ta noc jest najwyżej granatowa.
Wiedziałem, co ma na myśli. Wystarczy tylko nie być takim samolubnym człowiekiem...
Chwilę później w moim ręku znalazł się kabel, przybył tu jakby sam, jakby przyciągany magnetyczną siłą. Widziałem go tak jak zawsze, wyglądał zwyczajnie, ale jeszcze nigdy mnie tak nie fascynował. Wiedziałem co robić. Już kiedyś tego spróbowałem.
Jagoda powiedziała, że to złe. Później mówił to również mój Janek, który jest moim psychoterapeutą. Kiedyś zezłościłbym się bardzo, gdybym dowiedział się, że musi mnie wysłuchiwać jakiś pan. Chwilę później prawdopodobnie pod wpływem alkoholowego amoku uderzyłbym go jak Ją.
Jednak musiałoby to być przed Tym.
Po Tym nie piję. Jeśli podnoszę rękę to tylko po to, żeby znów coś sobie zrobić. Dzieje się to jednak tylko wtedy, gdy nie dostanę leku.
Podobno dawali mi Prozac. Podobno później byłem agresywny, okropnie agresywny. Podobno teraz mam PSSD, przynajmniej coś takiego do siebie kiedyś szeptali. Podobno teraz dostaję coś dobrego. Podobno po tym ma być mi lepiej. Podobno życie jest piękne.
Ostatnio wszystkie zdania muszę zaczynać od "podobno". Sam nie wiem, więc "podobno" wygląda dobrze.
Prowadzę dziennik, który chowam głęboko tak, żeby go nie znaleźli. Podobno dwoją się i troją, żeby mnie wyciągnąć z tego czegoś.
Czasami udaję, że jestem wesoły, ale nikt mi w to nie wierzy. Nie wierzą mi również w to, co widzę. Szepcą coś o tym, że jednak jest mi coraz gorzej, że jestem obłąkany. Nie wierzą mi ani w prawdę, ani w kłamstwa, więc wierzy mi długopis z czarnym, a momentami szarym atramentem i notatnik.
Chwilę później wykonałem dobrze znane ruchy. Poczułem jednocześnie ból, jednak niewielki, i zastrzyk radości, że jestem kimś lepszym, kimś, kto odkupił swoje winy.
Ostatnia moja myśl zabrzmiała w mojej głowie niczym dzwon.
Miłość bywa tak samo życiem jak i śmiercią.

piątek, 15 sierpnia 2014

Cydrowa królowa.

Wyszłam z domu odziana w luźną koszulkę z logo zespołu metalowego, którego nie kojarzyłam. Moje nogi były przykryte spodniami w kolorze spranej zieleni. Na stopach miałam zielone tenisówki, które kończyły się nieco powyżej kostek.
Byłam atakowana przez chłodny wiatr, a gdy dobrze skupiłam się na tym, co mnie otacza mogłam usłyszeć szum morskich fal. Szłam starym, budowanym jeszcze za komuny chodnikiem. Im dalej od domu, a właściwie - pokoju w małym domku wynajmowanym przez studentów, tym bardziej słyszalna była muzyka lejąca się z klubów, śmiechy pijanych ludzi. Później całą ulicę zalewało światło, a dźwięki stały się coraz bardziej nieznośne. Mimo tego brnęłam dalej.
Weszłam do lokalu, który z zewnątrz wyglądał dość zwyczajnie. W środku było tłoczno, choć z tego całego zamieszania wyrywała się ściana pełna półek. Na niej było mnóstwo alkoholu - na górze trunki mocniejsze, a właściwie wódka, nieco niżej stały butelki z piwem wszelkiego rodzaju. Raj dla alkoholików. Raj dla wszystkich, którzy łakną imprezy zwieńczonej szybkim numerkiem.
Ściany lokalu były pokryte ciemnym drewnem, z tego samego były wykonane stoły i krzesła. Za ciemnym barem stała dziewczyna, która uśmiechała się zalotnie do wszystkiego, co się rusza. Na mój widok jej brwi nieco się uniosły. Jasne, większość lasek była pokryta skrawkami materiału. Nie chciała spłoszyć klienta, więc jej brwi znów znalazły się na swoim miejscu. Jej uśmiech stał się jeszcze szerszy.
-Co podać? - zapytała.
-Cuba Libre. - odpowiedziałam.
Patrzyłam na jej sprawne ręce, gdy przygotowywała drinka. Wzięła szklankę, wsypała do niej kilka kostek lodu. Chwilę później nalała do niej białego rumu. Odwróciła się dość szybko, więc jej farbowane blond włosy spięte w kitkę zakołysały się. Wzięła colę, płyn wypełnił resztę naczynia. Na koniec wcisnęła odrobinę soku z limonki.
Zapłaciłam i zaczęłam się rozglądać się za wolnym miejscem. Nie znalazłam odpowiedniego, więc wzięłam szklankę i podeszłam pod ścianę. Tam również tłoczyli się ludzie.
Obok mnie stały głupawe kobiety. Przynajmniej tak wnioskowałam po tym, jak były ubrane i po niezostawiającym złudzeń chichocie.
Muzyka, ciemność, a zarazem rażące światła raniły moje zmysły. Sprawy nie polepszał wyczuwalny zapach potu i alkoholu, i gorąc ciał.
Podszedł do mnie jakiś chłopaczyna. Jego włosy były mdłego koloru, ni to blond, ni brąz. Przynajmniej tak się wydawało. Na twarz przykleił sobie uśmiech niegrzecznego chłopca. W niebieskich oczach widniał błysk życia. Powoli zaczęły się objawiać ilości wypitego przez niego alkoholu, przynajmniej takie oznaki dawał jego oddech i sposób bycia.
-Cześć, mała. - powiedział. Wiedziałam, że to idiota, więc pociągnęłam łyk drinka. Nie zdzierżę choć sekundy przy nim, nie na trzeźwo.
-Spieprzaj. - odparłam. Przysunął się do mnie tak, że gdy zaczął mówić jego słowa płynęły prosto w moje ucho.
-Wiem, że mnie pragniesz, dziwko. - palnął bez namysłu. Zdecydowanie bez namysłu, bo moje kolano z impetem idealnie trafiło w jego krocze. Na szczęście przez tego głupca nie wylałam drinka. Nie zwracając uwagi na resztę podniosłam głowę i poszłam dalej. Znalazłam odrobinę miejsca, oparłam się o ścianę i zaczęłam powoli sączyć drinka. Rozgrzewał moje wnętrzności.
Trwałam tak przez dobre dziesięć minut, przynajmniej tak wnioskuję. Patrzyłam prosto przed siebie, choć byłam tak pogrążona w myślach, że nie wiedziałam na co patrzę. Gdy otrząsnęłam się z tego stanu spostrzegłam, że wpatruję się w mężczyznę, który wygląda jak... przestępca. Jednak ten wysokiej klasy, bo podejrzewałam, że brudną robotę odwalają za niego inni ludzie.
Patrzył się na mnie. Przynajmniej tak myślałam. Był odziany w jeansy, koszulę i marynarkę. Na twarzy miał okulary przeciwsłoneczne. Miał włosy w ciemnym kolorze, chociaż gdy padła na niego wiązka kolorowego światła mogłam dostrzec odrobinę siwych włosów. Wyglądał na czterdziestkę. Biła od niego pewność siebie.
Cholera, ależ to było dziwne. Stoi w tłumie, który tańczy. Stoi całkowicie nieruchomo. I śmiem twierdzić, że się we mnie wpatruje. Byłam całkowicie odurzona aurą, która od niego biła.
Z braku pomysłów postanowiłam, że odniosę szklankę. Szłam pewnym krokiem spoglądając na niego. Kiedy przechodziłam obok niego udało mi się otrzeć lekko o jego ramię. Wciąż na mnie patrzył. Ja na niego również. Wstrząsnął mną dreszcz podniecenia.
Poszłam dalej wciąż utrzymując kontakt wzrokowy. Odłożyłam szklankę i ruszyłam w stronę wyjścia. Podążał za mną.

Następna część pojawi się niebawem. 

piątek, 1 sierpnia 2014

Limeryk informacyjny.

Głupiec - pomyślicie.
Przecie limeryki mają zupełnie inny cel, więc wpisanie do tytułu słowa "informacyjny" to kolosalna pomyłka. Kolosalna jak pradawni, znani z mitów herosi.
Nie mam nic do herosów. Ba! Nawet zgodziłabym się, by jeden z nich został moim mężem, gdyby przy okazji był charakterny, jak zwykłam mawiać.
Tak czy siak, chciałam dziś przybliżyć naturę limeryków. Stąd w tytule słowo "limeryk". Zaraz później zlepek słów tworzący coś na kształt "informacyjny". Samo słowo ma na celu uświadomić wam, że w dniu dzisiejszym ogłoszę coś ważnego.
Limeryk to króciutki wierszyk, śmieszny, groteskowy o określonej budowie.
Zawsze byłem kabareciarzem. Uwielbiałem i do tej pory uwielbiam żartować stąd też wynika fakt, że ta forma jest mi dość bliska. Sam próbuję limeryki tworzyć, jednak jak na razie zadanie wymyka mi się spod kontroli. Bardziej wychodzi mi czytanie owych wierszyków.

                                      Jest pewien facet w Egipcie,
                                      Sucha mumia, trzymana w krypcie,
                                     A nad kryptą jest skrypt:
                                    "Kto by chciał parę szczypt,
                                     może wziąć. Tylko mnie nie wsypcie."

Za limeryk, który umieściłam odpowiada Julian Tuwim. Już widzę wasze zdziwienie. Właściwie, to sam byłem zdziwiony. Sam Tuwim wcześniej, a dokładniej: aż do momentu, gdy odkryłem te wierszyki kojarzył mi się głównie z "Lokomotywą" - swego rodzaju Biblią dzieci.
Głupio się przyznawać, bo Tuwim to jeden z polskich mocarzy jeśli chodzi o limeryki.

                                     Pewnemu panu ze Słomnik
                                     Sterczał ów narząd jak pomnik.
                                     Wreszcie rzekła żona, 
                                     Nieco przerażona:
                                    "Wiesz co, Józiu, kup sobie odgromnik."

Heros, gigant, Bóg limeryków. To co przeczytaliście wyżej, a dokładniej to, co zostało wygrawerowane pochyłą czcionką należy do Macieja Słomczyńskiego. Już widzę wasze oczy, które teraz wychodzą z orbit. Tak, ja mogłabym napisać coś takiego i nikogo nie przyprawiłoby to o zawrót głowy. Jednak są to słowa Słomczyńskiego, który urodził się w roku 1920. Tym większe zdziwienie, bo to nie jakiś wymysł literatury po '89. Maciej Słomczyński był znaczącym człowiekiem jeśli chodzi o zabawy słowem. Dodam jeszcze, że jego najsłynniejsze limeryki noszą miano "plugawych" i nie były publikowane za jego życia. Generalnie facet, niegrzecznie rzecz ujmując, kierował się zasadą, że im limeryk bardziej odważny tym lepszy.

Obok limeryków obojętnie nie przeszła znana Wisława Szymborska, Stanisław Barańczak i inni choć o nich dziś więcej wspominać nie będę. Generalnie rzecz biorąc, to bardzo chętnie umieściłabym na tej liście więcej znanych i mniej znanych osobistości, lecz noc się starzeje. Ich wyczyny w tej dziedzinie można znaleźć w czeluściach Internetu, co w dzisiejszych czasach nie powinno stanowić problemu.

W Anglii limeryki zaczęły pojawiać się dość wcześnie. Właściwie to pojawiały się jeszcze przed tym, jak owej formie nadano nazwę. Tworzyli je chociażby Lewis Carroll, Robert Frost, Rudyard Kipling czy Mark Twain. Bardzo chętnie wstawiłabym choć jeden ich limeryk. W tej sytuacji pojawia się jednak jeden problem - bardzo ciężko jest tak krótki wierszyk przetłumaczyć na inny język, graniczy to niemal z cudem, aby zachować wszystkie kanony i sens.

Pewnie po dzisiejszym spotkaniu z limerykami myślicie, że to dość prosta zabawa. Krótka forma, rymy i choć częściowe odrzucenie czystości języka. Brzmi pięknie i łatwo. Możliwe, że takie jest, jednak pisanie limeryków wymaga poczucia rytmu i lekkiego pióra, które nie boi się wyzwań.
Mam nadzieję, że dziś po przybliżeniu wam tematu, jesteście oczarowani limerykami na tyle, by poświęcić im choć chwilę dłużej.
Oczywiście, jestem strasznie ciekawa tego, jakie są wasze reakcje. Jeśli coś was zainspirowało to dajcie znać w komentarzach - tam postaram się odpowiedzieć na pytania.

WAŻNA INFORMACJA
Chwilowa przerwa w publikowaniu notek trwać będzie od dnia pierwszego sierpnia bieżącego roku. Spowodowana jest tym, że chwilowo opuszczam swoje stałe miejsce zamieszkania w celach wypoczynkowych. Trwać będzie przez około dwa tygodnie.
Nowy wpis pojawi się 14.08.2014