W ciągu tych lat mojego życia wiele było niepowodzeń, które wciąż, raz za razem, pogrążały mnie głębiej w moim smutku i alienacji. Jakkolwiek liczyłem na wsparcie - ono wciąż nie przybywało, a było wręcz odwrotnie - ludzi nie było obok mnie, stawali się jakby obcy, jakby coraz dalej, a ja nie wiedziałem jak powiedzieć "poczekaj". Moje usta były silnie ściśnięte, całej reszty nie miałem.
Mój niemy krzyk rozbijał się o moją skórę, która drżała, jednak szczelnie trzymała dźwięk, który rozdzierał mnie od środka.
Wiele nocy kończyło się o północy, kończyło się smutnymi godzinami spędzonymi pod pierzyną.
Całość wydawała się być straszna, straszniejsza niż wcześniej, prześladował mnie swój własny cień z jego kompanem, który również pochodził ode mnie - mój strach.
Kiedyś w końcu zapytałem: "Czy odejdziesz, gdy będę nikim?". Zapytałem, ale nawet nie swoimi słowami, a słowami piosenki, której wyrazy pobrzmiewały w mojej głowie.
Nie spostrzegłem jednego - w momencie, gdy je zadawałem byłem już nikim.
I nie było nikogo.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz